Festiwal rozpoczął się w czwartek 4 września i trwał do poniedziałku 7 września. Ja na Festiwalu spędziłam dwa dni weekendu, czyli sobotę i niedzielę.
Pogoda nas rozpieszczała, a ciepłe promienie słoneczne ogrzewały i to dość mocno :)
Do Lublina przyjechałam dość wcześnie, miałam więc okazję podejrzeć jak miasto budzi się do życia, a wystawcy na Jarmarku Inspiracji rozkładają swoje przysmaki. Przyjemnie było spacerować po Starym Mieście, nie musząc wymijać tłumu obserwatorów, smakoszy, turystów ... Mieć wszystko dla siebie ! Szybko jednak deptak zapełnił się ludźmi i magia zaczęła ulatywać. Lublin stał się znowu Lublinem, a Festiwal zaczął tętnić życiem.
Po tym leniwym spacerze, przyszedł czas na blogerskie spotkania i warsztaty. Sobota została zaplanowana i wypełniona do granic możliwości. Nie było czasu na nudę.
Na sam początek nasze kroki skierowałyśmy do Arte del gusto. W restauracji czekał już na nas Ivo Violante. Po ciepłych powitaniach, aromatycznej kawie i słodkim ciasteczku amaretti - marsz do kuchni ! A tam ... na stole ... one ... bycze jądra ! Leki szok, chwila na poznanie produktu, uspokojenie myśli, emocji, odrzucenie uprzedzeń. Ivo w profesjonalny, aczkolwiek przystępny sposób opowiedział o produkcie, obróbce, przyrządzaniu. Danie, czyli bycze jądra w sosie borowikowo-truflowym w kilka chwil wylądowało na talerzach. I w tych kilka chwil z talerzy zniknęło. To było całkiem dobre :)
A potem - włoska pizza. Taka prawdziwa - pyszna !
Najedzone, zadowolone musiałyśmy spalić kalorie. Tak więc, szybki marsz po mieście i chwila na zwiedzanie. Ja udałam się na Stary Browar Perła. Stacjonowały tam Food Trucki ! Wielkim zaskoczeniem był Pizza Truck, z prawdziwym piecem, opalanym drewnem !
Poza tym oczywiście Festiwal Piwa.
To tu wieczorem na senie zagrała gwiazda Festiwalu, zespół OMEGA. Dane mi było zobaczyć artystów z bliska, choć na koncert niestety zostać nie mogła. Z opowieści wiem, że było MEGA ... a i to chyba zbyt błahe określenie ...
Po spacerach znowu gotowanie. Tym razem w rolach głównych, my - blogerki: Edyta - Eko Quchnia, Paulina - zielony papiszon, Sylwia - kuchnia w formie, Joanna - królestwo garów, no i ja.
W ramach akcji "Latające Talerze" i akcji "Cisowianka. Gotujmy zdrowo- mniej soli" za zadanie miałyśmy przygotować potrawy z regionów/krajów, do których można podróżować z lubelskiego portu lotniczego. I tak oto powstały dania z Krety ( Chania )- sałatka grecka oraz pierożki smażone zpapryką i serem feta, z Mediolanu/Lombardii - risotto alla milanesse, z Anglii/Londynu - pudding, z Turcji/Antalyi - sałatka z białej fasoli podana z jagnięciną.
W naszych działaniach wspierał nas, a może przeszkadzał ? - co rusz podsuwając mikrofon pod nos ? ... Sebastian Gołębiewski. Za jego radami, dodając coś od siebie oczywiście - stworzyłyśmy my pyszne dania, które w mig zostały skonsumowane przez zgromadzonych obserwatorów. Ja sama skosztowałam tylko risotto i pudding.
Zmęczenie dawało się już we znaki ... ale przed nami jeszcze warsztaty z robienia pralinek. A wiadomo, nie od dziś, że kobiety i czekolada przyciągają się wzajemnie. Także z nową energią, łase na słodkości i aromaty czekolady udałyśmy się do Czekoladowy Cukiernia. Miejsce bajeczne, wręcz idylliczne. Wszystko co zobaczyłyśmy w witrynach, czyli przeróżne ciasta oraz pralinki zrobione były z wielką precyzją i kunsztem. To takie małe słodkie arcydzieła. Jakub Przysucha - właściciel cukierni z wielką pasją opowiedział nam historię powstania tego miejsca. Nie obyło się bez słodkiego poczęstunku :) Kalorii nikt chyba nie liczył, zjadłyśmy wszystko, do ostatniego okruszka.
Robienie pralinek, z pozoru, z obserwacji - proste, w praktyce okazuje się działaniem wymagającym wielkiej wprawy, cierpliwości ... i talentu ? Niemniej jednak - udało się !
Mój sobotni dzień na Festiwalu praktycznie dobiegł końca. Krótki wieczorny spacer po Starym Mieście ... i do domu, odpocząć, by jutro znów tu powrócić.
Nadeszła niedziela, czas rozmów i spotkań. Czas pożegnań.
Po sycącym obiedzie w towarzystwie organizatorów Festiwalu, trzeba było się pożegnać. Ostatni spacer, ostatnie zakupy... Z ciężką torbą wracałam do domu. Ale wiozłam ze sobą nie tylko smakołyki, wiozłam wspomnienia, które na długo zamieszkają razem ze mną.
Do zobaczenia za rok !
ten r,ożowy rower jest swietny
OdpowiedzUsuń:)
w poszukiwaniu smaków
OdpowiedzUsuń